Moi kochani...
Dlugo mnie tutaj nie bylo;-)i dlugo nosilam się z zamiarem napisania pewnej historii, która wydarzyla się naprawdę.Otóż w minione lato, kiedy z rodziną wybralam się na zaplanowany miesięczny urlop, oczywiscie bez Mańka (zaznaczam, że nie moglam go zabrać, bo musialby przebyć dluga podróż samochodem i 3 godzinny lot samolotem, co bylo niemożliwe, a ponadto samolot linii easyJet nie zabiera zwierząt),zmuszona bylam zostawić go pod opieką pewnej osoby. Oczywiscie dokladną instrukcję, co do opieki (pielegnacji, karmienia, zabawy itp.)zostawilam wypisaną w punktach, z dużym naciskiem na to, aby Mańka nie zostawiać samego na balkonie. A to dlatego, że Maniek nie może usiedzieć cicho, kiedy w zasięgu jego wzroku fruwają ptaki, a w szczególnosci golębie (zaznaczam, że mieszkanie z balkonem znajduje się na X piętrze)
Przyznam, że potwornie balam się o niego, ale nie mialam innego wyjscia. Prawdę powiedziawszy cieszylam się nawet z tego, że znalazla się osoba do opieki nad Mańkiem.
Nie wiem czy przypuszczacie co moglo się wydarzyć pewnego feralnego dnia!!!
Może zacznę od tego, że Manius podobno przez 3 dni od naszego wyjazdu wogóle nie jadl, to co nakladano mu do jego miseczki, następnego dnia opiekunka musiala wyrzucić, bo miseczka byla nienaruszona. Oczywiscie kontaktując się z opiekunką informowalam, aby nakladala do miseczki codziennie swieżą karmę i swieżą wodę z nadzieją, że Manius któregos dnia poczęstuje się. Tak też się stalo;-) Aczkolwiek historia, jaka wydarzyla się byla dużo gorsza. Pewnego dnia, moja córka miala sen, że Maniek wypadl z balkonu, cala przerażona wczesnym rankiem zaczęla opowiadać ten jakże koszmarny sen!!!
Ale nie dopuszczalismy mysli, że mogloby to wydarzyć się naprawdę.
Tego samego dnia zadzwonilam do opiekunki z drżącym sercem, czy aby wszystko w porządku...uslyszalam, że tak... że Maniek już teraz zjada swoje smakolyki i jest dużo lepiej. Ucieszona informacją bylam spokojna, że jest wszystko dobrze, że byl to tylko sen! Każdy następny telefon niósl podobne informacje.
A teraz opowiem Wam, co zastalam, kiedy wrócilam z rodziną do domu...
Kiedy weszlam do mieszkania, zwykle Maniek byl juz przy mnie...tym razem go nie bylo...!!! cos mną targnęlo, ale opiekunka siedziala w salonie, a na moje pytanie gdzie jest Manius, odpowiedziala tu...siedzi pod stolem. Kiedy spojrzalam mu w oczy, i zawolalam po imieniu, bo przecież Maniek reagowal na swoje imię... tym razem nawet nie ruszyl sie z miejsca. Pomyslalam...zapomnial mnie...??? W oczach bylo widać strach. Podobny strach zauważylam w oczach opiekunki. Kiedy zrozpaczona zaczęlam go przywolywać wreszcie ruszyl z miejsca i wtedy zobaczylam, że moj Manius jest kulawy!!! Krzyknęlam....co się stalo, że on kuleje?
Po chwili uslyszalam to, co snilo się mojej córce...!!!!! "Maniek wylecial z balkonu"!!! Nie moglam w to uwierzyć, przecież to X piętro!!!
Opiekunka zaczęla opowiadać calą historię, jak to bylo. W jednej chwili mialam szalony żal do niej, że nie stosowala się do naszych zaleceń, zas z drugiej w myslach dziękowalam Bogu, że Maniek żyje. Po upadku byl u lekarza weterynarii, który dokladnie go obejrzal, zbadal i powiedzial, że "jest to cud", ale nie ma żadnych poważnych obrażen, poza tym, że jest obity. Nie moglam w to wszystko uwierzyć, sluchalam tego jak tego snu, który mial miejsce dokladnie dzień po tym jak to się wydarzylo.
Manius kulal jeszcze przez 2 miesiace, myslalam sobie, że pewnie ma cos co utrwali sie na stale, ale i tak bylam szczęsliwa, że żyje, choćby nawet mial być kulawy.
Obserwowalam go codziennie w każdej chwili, podczas chodzenia, biegania, jedzenia. Ze zdumieniem patrzylam, kiedy Manius z dnia na dzień wracal do zdrowia, wykonywal coraz to szybsze ruchy, powracal do swoich zwyczajów i zabaw. Pomimo, że jeszcze kulal, to ze zdziwiem patrzylam, kiedy drapal się tą chorą lapką, albo wyciągal ją i lizal sobie futerko. Bylam cala szczęsliwa, że wraca pomalu do zdrowia.
Na koniec tej historii powiem tylko, że po 2 miesiącach już sladu utykania nie bylo, jedyne co jeszcze mial, to podczas siedzenia przy miseczce tylna nóżka lekko odwodzila się na zewnątrz.
Dzisiaj jest juz zupelnie dobrze;-)))))
Teraz żartuje mówiąc, że mój Manius jest niezlym pilotem;-), powinien dostać order, albo wpis do Księgi Guinessa.
Od tej chwili nauczyl się, że na balkon wychodzi na smyczy a także z ochotą wskakuje do samochodu i pokonuje już teraz niezle odleglosci. Najdluższa jego podróż to 200km!
środa, 2 czerwca 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)